Okrzyk trzmielojada
Kręciłem się wokół domu pochłonięty codziennością, gdy nagle, gdzieś od południa usłyszałem miękkie gwizdanie, z wyraźnie zaznaczonym “p”. Trochę drapieżny, trochę siewkowaty głos. Spojrzałem w niebo z wielką przyjemnością, bo te ptaki zawsze wywołują we mnie uśmiech. Krążyły dwa. Zacząłem naśladować zawodzenie jednego z ptaków i ku mojemu zdziwieniu, po niedużej chwili trzmielojady krążyły mi nad bocianim gniazdem. Coraz wyżej i wyżej. Takie trochę motylowate myszołowy. Wzbiły się strasznie wysoko i zniknęły mi z oczu. Na drugi dzień, przed południem znów zawodzenie znad kseroterm. Uśmiechnąłem się i na niebie zobaczyłem dwa trzmielojady. W zasadzie osojady, bo lubują się w jedzeniu os, które gnieżdżą się w ziemi. Różne obowiązki znów mnie zabrały od tych krążących ptaków. Gdy po południu musiałem pojechać do jednego z naszych rezerwatów, zauważyłem na ogromnym polu z balotami nieco wydłużoną sylwetkę. Nie bardzo pasował mi na myszołowa. Siedział na zacienionym przez czyżnię balocie i raczej można było dostrzec sylwetkę, niż szczegóły upierzenia. Z każdym metrem sprawa nabierała uwiarygodnienia. Zrobiłem kilka fotografii pięknemu samcowi. Nagle znajomy gwizd kilkaset metrów dalej, który zabrał mi przedmiot podchodzenia i znów dwa ptaki szybowały nad polem. Jeden z nich nadal krzyczał z coraz wyższego nieba.
Ale ładny z tym pasiastym brzuchem:)