Guniaki, borowce, bociany… – wieczór nieoczywisty.
Gdy słońce schowa się za horyzont, a na zachodnim niebie rozwija się zorza, nagle ożywa powietrze. Z traw, niewielkich krzewów i zarośli wylatują tysiące guniaków czerwczyków. Chrabąszczy mniejszych nieco od chrabąszcza majowego i kasztanowca. Krążą, kopulują, opadają na trawę, składają jaja. Brzęczą! Niski dźwięk roztacza się po okolicy.
Jest ich tak wiele, że wchodzą we włosy, siadają na wszystkim, co jest na ich drodze. Nieodpornych na przyrodę mogą irytować. Ale…, rójka czerwczyków, przyciąga uwagę borowców i innych dużych nietoperzy, które w tym czasie próbują najeść się do syta. Borowce pojawiają się na niebie, gdy jest jeszcze jasno i razem z jaskółkami krążą w poszukiwaniu żeru. Schodzą coraz niżej i zaczynają zżerać, mlaskać, ciamkać i rozgniatać kolejne guniaki.
Akrobacje i masa ultradźwięków, które słychać dopiero po przetworzeniu przez detektor. Wszystko dzieje się też nad moim podwórkiem i nad gniazdem bocianów, które stojąc na gnieździe polują również na guniaki. Parafrazując przysłowie „Pieczone gołąbki, lecą prosto do dzioba”.
Nie trzeba się mocno starać. Rójka trwa wokół słupa z gniazdem i raz po raz guniaki wylatują ponad gniazdo. Bocian sprawnie, kłapie dziobem i po sprawie.
Guniaków jest tak dużo, że ani borowce, ani bociany nie są w stanie wyraźnie zmniejszyć ich liczebności. Jaja są składane w glebie pod trawami i tamże przez 2-3 lata rozwijają się potem pędraki. Zimą gościliśmy na łące za domem dziki, które przeryły ogromne płaty w poszukiwaniu białka opakowanego w pędraka. Jak widać, każdy chciałby zjeść guniaka. Ja wolę ich słuchać i przyglądać się polowaniom nietoperzy i bocianów. To tylko kilka dni w roku i przykład przyrodniczej magii.
Oj te chrabąszcze w naszym ogródku dzisiaj wieczorem po prostu oszalały. były ich takie ilości, że aż głośno było od brzęczenia i wydawało mi się, że mnie atakują. Nasza kotka skakała wysoko w powietrze i też miała niezłą ucztę, a ja z rozbawieniem patrzyłam na jej polowanie:)