Byk na rójkowisku
Gorące popołudnie, wyraźna spiekota przed nadchodzącym niżem, nie zachęcało do siedzenia w domu. Trudno jednak usiedzieć, gdy się wie, że to dziś. Las nabierał tajemnicy. W zasadzie nic się nie działo. Słychać było kawalera drozda śpiewaka, czasem rudzik, czasem wilga. Cisza przepełniona zapachem więdnących liści dębu, złamanego podczas ostatniej burzy.Gęste, zielone jagodzisko wyścielało rzadki las. Napięcie, oczekiwanie, spoglądanie na niebo. Gdzieś w zagłębieniu kory pojawiła się pierwsza samica. Później kolejna wędrująca ku górze. Jeszcze jedna i on. On, wielki z porożem godnym dorodnego byka. Sprawnym krokiem szedł na maszt dębu bezszypułkowego. Być może wyżej więcej zapachu samic. Być może lepsze miejsce do lotu rójkowego. Być może, tam na górze dzieje się całe chemiczne tło spektaklu, który miał zaraz nastąpić. Coraz ciemniej. Przyjemność obcowania z tymi miłymi potworami nie pozwalała panować nad czasem. Nagle na niebie pojawiły się latające ociężałe baletnice…, ale o tym w następnym odcinku. Dziś byk – samiec jelonka rogacza.
Niesamowity.