Jak salamandry po deszczu…
Dziś, po upałach przyszły burze, które wprawiły w ruch niezwykłe amfibie! Salamandry, wyszły dziś po deszczu jakby z wiersza Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Jedna, dwie, dwadzieścia dwie, a może trzydzieści dwie. Płomienie żółtych plam dotykały listków, jak płomienie z wiersza dotykały listów. Bezwietrznie, a każdy ruch w runie oznaczał salamandrę. Wyszły na łowy. Ćmy, komarnice i inne bezkręgowce nie mogły się czuć bezpiecznie. Wiatr obudził smoki na dnie wąwozu. Spoglądające, czające się, biegnące, kroczące, spadające z wysokich brzegów, pływające. Organizmy dwóch żywiołów: lądu i wody. Obudzone przez wielkie krople deszczu, które przeszywały grzmoty i błyskawice. Czy smoki mogłoby obudzić coś innego?