Nowalijki jelenia
Wieczór z sarną był przygrywką do jelenia. Czasem lubię iść, daleko od ludzi, aut. Iść pod wiatr. Czuć to co leci w moją stronę. Wiatr pomaga zamaskować kroki. Takie dzikie jelenie, które nie mają kontaktu z ludźmi, są bardzo wyczulone na wszystko co wokół. Co nie znaczy, że nie oddają się obżarstwu i czasem przestają być uważne. Ważny jest wiatr, bo zapach człowieka potrafi zniszczyć całe podchodzenie. Patrzenie na dzikie zwierzę, które zachowuje się bezstresowo, je, odpoczywa to zawsze duże przeżycie. Ten jeleń musi teraz dobrze się odżywiać bo buduje swoje poroże. Potrzebuje soli mineralnych i dobrego pokarmu, który właśnie wychodzi z ziemi, pojawia się na drzewach. Młode pączki, świeże listki, nowe rośliny zielne, to dobry czas na żerowanie. Nowalijki są teraz dostępne jak nigdy. Scypuł na porożu dodaje bykowi miękkości, trochę “upluszawia” go. Nie ma w byku tej ostrości co we wrześniu. Tyki jakieś takie grube a jednak delikatne. Taki trochę z niego “jelonek” nie jeleń. Szkoda tylko, że czekał aż światło zniknie za lasem i wyszedł dopiero w szarościach. Zresztą trzymał się cały czas w szarej strefie. Przeżycie jednak zostało. Został też jego zapach, delikatniejszy niż wrześniowy, ale wyraźny. Biegł po trzcinach i lesie razem z parującą wodą z zalanej łąki. Fajnie wtedy zamrzeć z aparatem i udawać drzewo. On odszedł powoli w wierzbowisko, ja wróciłem na łąki. Spotkanie.