To nie mandragora, to wyżpin
Grzebałem dziś w kompoście, nazbierało się tego wiele metrów sześciennych. Kompost jak kompost trafił do ogrodu, ale to co było w nim w środku trochę mnie zaskoczyło. Pozostałości tej roślinki wisiały na pobliskim słupie i nic nie wskazywało, że wykarmiła się ona w kompoście tak bardzo. Ogromny korzeń z materiałami zapasowymi czeka już, by wystrzelić nowymi pędami. To taka nasza rzadka liana, która zasługuje na ochronę. Wyżpin jagodowy, trochę dziwaczna roślina jak na goździkowate, osiąga u nas północną granicę zasięgu i im dalej na północ tym jest go mniej. Nie zbyt dużo o nim informacji. Ponoć wywar z niego pozwala na hamowanie krwotoków (znalazłem takie info na stronach angielskich). Młode pędy można nawet jeść jak szpinak. W innym miejscu informacja, że ma saponiny i może być lekko trujący. Samych korzeni prawie nie znalazłem, więc dzielę się tym co odkryłem. Korzeń wrócił do ziemi i na jego szczycie pojawiły się pierwsze zawiązki przyszłych, pnących pędów. Co ciekawe jego owoce to jagody, tyle że pustawe w środku. Nigdy nie widziałem na żywo korzenia mandragory, tego krzyczącego i tak bardzo znanego z literatury, w zasadzie od antyku. Wyżpinowy korzeń trochę nawiązuje do tej magicznej rośliny i znów ożyła we mnie potrzeba odszukania mandragory gdzieś na południu Europy. Jest wyzwanie, jest zabawa.
Zapach. Zapach korzenia dość mocny, specyficzny, lekko duszący. W mniejszych dawkach może być przyjemny.