Taniec śnieżyc
Fascynują mnie od zerówki. Gdy w telewizji i radiu słucham informacji o warunkach narciarskich w naszych górach, gdy ludzie szusują w najlepsze na ośnieżonych stokach, u mnie w bagiennych lasach wygrywa życie. Pierwsze promienie słoneczne ogrzewają zmurszałą glebę w olsach i łęgach, a z niej wychodzą najpiękniejsze dzwoneczki przedwiośnia. Tańczą w promieniach, jeszcze nisko zawieszonego słońca. Tańczą na wietrze. Falują, rozmywają tło, są. Migoczą swoja bielą, swoja niewinnością. Wszystkie wydaja się być całkiem nowe, jak z linii produkcyjnej w aseptycznej fabryce piękna. Zawsze towarzyszy mi pewien strach, gdy wchodzę w ich siedlisko. Oby nie zadeptać, nie połamać. Po zimie, kiedy biel śniegu jeszcze w głowie, mogłoby się wydawać, że nic białego nie zrobi na mnie wrażenia. Każdego roku jednak łany śnieżyc wiosennych zapierają mi dech w piersiach. To są takie miejsce, w które chciałby się zabierać tylko wybranych. Tych, którzy dostrzegą delikatne i nietrwałe obrazy. Oczywiście nie wolno ich zrywać, przesadzać. W ogrodach najczęściej giną, bo nie można im zapewnić bagiennych warunków. Można je chronić. Można się nimi cieszyć. Można słuchać jak tańczą z nimi pszczoły w rytm charakterystycznego bzyczenia. Uśmiechnąłem się, gdy zobaczyłem, że pisałem już o nich w ostatnich latach – http://dbajobociany.pl/?p=9424 i tu http://dbajobociany.pl/?p=7697
Nie ma bez nich wiosny. Więc się dzielę…
Moja znajoma ma w swoim ogrodzie ich tysiące, wiosną jej ogród jest jak biały dywan, nikt takiego nie ma tylko ona. Ma go do zawsze jak tylko pamiętam.
Być może to takie motyle w świecie kwiatów?…eteryczne… są… a za chwilę… zostawiły tylko poświatę…