oczekiwanie na śmierć
Patrzyłem dziś na wiosnę, na gęsi, żurawie, na łabędzie krzykliwe. Patrzyłem jak myszołowy pożywiały się na lisie, zabitym przez samochód. Wszystkie te ptaki jadły powoli, bez pospiechu. Jedne kukurydzę, inne padlinę. Trochę tak, jakby wokół nie brakowało jedzenia. Ciepło słońca wprowadzało pewien spokój i nadzieję nadchodzącej wiosny. Przypomniała mi się scena sprzed kilku lat. Na wygładzonym przez pingwiny białobrewe śniegu, leżał pochwodziób żółtodzioby, dogorywał. Wokół niezwykła sceneria poszarpanych nunataków i bezkresnego śniegu. Biały ptak na białym śniegu. Wtopiony w krajobraz, a jednak bacznie obserwowany. Gdy stracił siły, jego ciało zostało rozszarpane przez wydrzyki. Oczyszczone i pozostawione. Resztki zamarzały na moich oczach. Nikt tu nie miał czasu na rozglądanie się. Wszystko gwałtownie, szybko. Wydrzyki jeden przed drugim napełniały swe żołądki ciepłym ostatnimi chwilami pochwodziobem. Zdążyć przed mrozem, zdążyć przed współbraćmi. Okrzyki wydrzyków były ostatnim śpiewem nad śmiercią białego ptaka. Reszta miała się dopełnić w morzu, gdzie czekały już drobne organizmy by dojeść resztki. Obraz śmierci w trakcie uczty wygląda strasznie. Oczekiwanie. Nikt nie daje zmarłemu trzech dni. Zdążyć. Na koniec został niby anioł zawieszony w niebie ze śniegu. Poruszająca scena, wróciła dziś do mnie, gdy na polu topniał ostatni płat śniegu. Biel nie zawsze jest niewinna.