berberysowe wzgórza z gorejącymi krzewami
Szukałem dziś kolorów, w tym szarym, mlecznym od mgły świecie. Kiedy już kolorowego nasycenia w lesie nie ma, liście prawie opadły, to nie pozostaje nic innego jak udać się na ciepłe wzgórza do ogrodu zwanego Berberidion. Suche pagórki o wystawie południowej porastają zarośla ciepłolubnych krzewów. Róża dzika, kruszyna, tarnina i ten charakterystyczny dla listopada berberys pospolity. Wiosną te same szczyty pagórków toną w żółci berberysowych kwiatów, jesienią zamieniają się w gorejące od owoców krzewy. Drobne jagody, z malutkimi nasionami w środku zdają się być bukłakami czerwonego soku. Przenikające światło zapala w środku kwaśny sok i cały krzew wydaje się świecić w środku lasu. Pierwsza myśl jak mi przyszła to ulice Petersburga, kiedy w szarości postkomunistycznego świata, na wielkich asfaltowych prospektach, na wybrzeżu Newy co jakiś czas świeciły niewyobrażalną czerwienią usta kobiet. Usta w kolorze berberysu, pozwalały odróżnienie świata wschodu od stonowanego zachodu. Później to samo uczucie wyeksponowania czerwieni miałem w Drohobyczu, kiedy rynek tego miasta, wraz z dawną Ulicą Krokodyli Schulza zapalał się jak świtała na skrzyżowaniu ustami młodych kobiet. Kolor berberysowych jagód, w listopadowym anturażu dodaje wzgórzom bajkowości. Wędrując od wzgórza do wzgórza, z bezpiecznych na szczycie kolczastych krzewów zrywa się czasem zaspany dzik, kilka jeleni odtruchta do następnego Berberidionu. Przylecą sikory, kowalik i kruk. Nad berberysem brzęknie gil. Przemarznięte jagody smakują inaczej. Wszytko dzieje się wokół tych warownych, kolczastych wzgórz.
Gdzie to? Wzgórza Strupińskie, gmina Wińsko.