Ayayema – duch wiatru za oknem
Przełom października i listopada to czas wiatrów. Nie wiem czy moje odczucia pokrywają się z badaniami meteorologicznymi, ale ten okres jest dla mnie wietrzny. Dużo pracy przy komputerze, za oknem wirujące drzewa i czas na powrót do największych wiatrów Cieśniny Drake’a. Właśnie tam i dalej na południe doświadczałem z ekipą z Selma Expeditions ostrego wiania. Niezwykły czas przeżyć. Teraz gdy, tylko patrzę za okno wracają obrazy ostatnich drzew, bukanów z Ziemi Ognistej, z Isla Navarino i tych już totalnie powykręcanych, karłowatych z zacisznych dolinek Archipelagu Wollaston. Drzewa Wiatru są tam jak starzy ludzie dotknięci reumatyzmami, nieleczoną boreliozą. Jak dłonie pracujące latami w lodowatej wodzie, trochę jak te u czarownic. Każde bajkowe, z historią widzianą przez wiatr i zamiecie. Z historią, która pamięta nie żyjących już Indian Yamana, Selk, Ona, czy moich ulubionych Alakaluf. Rozmazane głęboko poczucie braku prawowitego gospodarza, a może szefem tu jest właśnie wiatr. Został tylko wiatr, trochę polityki i piękno pierwotnej ciągle przyrody. Ten wiatr to wszechwładny Ayayema – duch Alakalufów, ten który zabrał im słowo szczęście, ten przed którym chowano nowo narodzone dzieci, a ojcowie dla zmylenia jego zła nosili na szyjach pępowiny niemowląt przez wiele miesięcy. Ayayema krzywi te drzewa do dziś, zatapia statki i smaga surowością wszystkich, którzy nie pamiętają tragicznego losu tych Indian. Takie drzewa, bandery zastygłe na wietrze (bandera australis), są zatrzymanym obrazem wiatru – największego rzeźbiarza na naszej planecie. Każde drzewo może być inspiracją do tworzenia, ale też podejmowania wędrówki. Pytanie tylko czy z wiatrem czy właśnie pod wiatr. Z rozwichrzonymi niczym gałęzie włosami i piachem w oczach ciągle do przodu. Odwrotnie to kierunku wskazywanego przez wiatr.