Jesień zrzuca liście – fabryki, bez których nie potrafimy żyć
Wisiały, wisiały, jeszcze wiszą. Liście. Grają w ostatnich dniach ważną rolę w poprawianiu humoru, w tym szarym świecie. Świecą żółcią, pomarańczami, czerwienią – klony, jawory, paklony, czerwienieją trzmieliny. Mam wrażenie, że gdy tylko przyjdzie mocniejszy przymrozek wszystkie liście spadną w jeden dzień. Świat zawiruje, a potem do wiosny trzeba będzie czekać na odbudowanie tych niezwykłych paneli solarnych. Każdy liść, to taka fabryka z tysiącami małych zakładów pracy. W każdym z nich trwa faza jasna i faza ciemną. Cyklicznie zagląda tu Calvin i Benson. Mieszają wielkimi łychami ADP, NADPH z CO2, do tego szczypta wodoru w postaci H+. To, co dzieje się potem w garnku to już bardzo skomplikowane historie. Zjeżdża się cała rodzina. Jest wujek Plastochinon z ciotką Feofityną, dalsi krewni od strony Plastocjaniny. Pojawia się regularnie Reduktaza Ferredoksyna-NADP, która naprawdę dużo potrafi. Jest jeszcze cała masa dalszych i bliższych krewnych, którzy kręcą się wokół protonów i robią wszystko by wiązań chemicznych było tak dużo, że garnku zagotują się cukry. I tak całe lato. Gdy przyjdzie jesień i potrzebna ewakuacja całej rodziny, na chwilę w liściach pojawiają się karoteny(te żółte, pomarańczowe i czerwone), a potem w zależności od pogody, albo wydoimy z listka resztę cukrów, albo listek spadnie pod drzewem, zgnije, rozłoży się i wróci przez korzenie do nowego listka. Przy okazji warto dodać, że z tej fabryki wyjdzie bardzo dużo tlenu, pary wodnej, czasem różnych pachnideł z olejków eterycznych. I te wszystkie “odpady” z produkcji są dla nas tak ważne. Dlatego każde drzewo, jest dla nas bardzo potrzebne. Każdy liść jak widać ma sens. Każde posadzone drzewo to przyszły kompleks fabryk, warto zatem dbać, o te kombinaty produkujące za darmo najważniejsze substancje dla naszego życia.