Kowal, pastwiska i bociany
Pamiętam scenę sprzed 36 lat, gdy na naszym podwórku pod jabłonią stał kasztan, którego podkuwał mój ojciec. Wszyscy moi przodkowie ze strony ojca byli kowalami. Jestem pierwszym męskim potomkiem, który kowalstwo zamieniał na przyrodę. Jednak jakiś sentyment został, pozostała też odnowiona kuźnia i wszystkie stare narzędzia. Dziś kontrolując bocianie pastwiska w jednym z naszych społecznych rezerwatów trafiłem na kowala, który z pomocnikami czyścił koniom kopyta. Konie chodząc po miękkich łąkach nie ścierają sobie kopyt i wymagają, co kilka miesięcy pielęgnacji. Tomek, kowal z dużym doświadczeniem sprawnie czyścił kopyta, a ja przypominałem sobie to, co działo się na podwórku. Pewną trudnością było dziś utrzymanie koni w odpowiedniej pozycji, ślepaki cięły je co chwilę i trzeba było odganiać wściekłe owady, aby koń stał spokojnie. Przed kowalem jeszcze sporo kopyt do wyczyszczenia w następnych dniach. Część koni, tych z charakterem zostanie umieszczonych w poskromie. Tomek, rok wcześniej miał wargę rozciętą kopytem takiego niesfornego konia i kilka szwów. Konie na bocianich łąkach stają się trochę dzikie i niezależne, przez co potrafią pokazać charakter. Gdy wróciłem do domu pobiegłem do kuźni by zobaczyć stary tarnik, noże do czyszczenia kopyt, kowalskie młotki. Wszystko jest. Dostałem dziś taki sentymentalny prezent.
W czyszczeniu kopyt udział biorą: Tomek, Kasia, Ula i Piotr, który każdego konia z Tary zna na wylot.